Skocz do zawartości

mooiste

VIP
  • Postów

    269
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6
  • Czas online

    1d 13g 52m 18s
  • Dotacje

    35.00 PLN 

Inne grupy

Kobieta

Ostatnia wygrana mooiste w dniu 10 Lipca 2023

Użytkownicy przyznają mooiste punkty reputacji!

6 obserwujących

Informacje Profilowe

  • Lokalizacja
    Łódź
  • Płeć
    Kobieta
  • Ulubiony Serwer
    - DISCORD

Ostatnie wizyty

2208 wyświetleń profilu

Osiągnięcia mooiste

  1. WRZUĆ TUTAJ LINK DO SWOJEJ ZNALEZIONEJ PISANKI: O TU WYBRAŁEŚ/AŚ PREZENT: [ ZAWARTOŚĆ PREZENTU ZOSTANIE ODKRYTA PRZEZ ADMINISTRATORA PO ZAKOŃCZONYM KONKURSIE ]
  2. Nick: @ mooiste Z jakiej rangi rezygnujesz?: @ Redaktor Powód: Brak czasu na wchodzenie na forum. Nie chcę siedzieć na randze bezczynnie, a na prawdę teraz nie dam rady być aktywna.
  3. Angielski na wyższym poziomie, Norweski, Szkocki, Niemiecki, Duński
  4. Jeżeli życie zostało nam dane, nie można ciągle pytać o jego sens, tylko tak je przeżyć, by spełniało się codziennie. Barbara Rosiek - Pamiętnik narkomanki
  5. W 1974 roku rodzina państwa O'Bryan mieszkała w Deer Park w Teksasie. W jej skład wchodzili Ronald Clark O'Bryan, jego żona Daynene oraz dwójka dzieci - syn Timothy O'Bryan, który miał osiem lat oraz pięcioletnia córka Elizabeth O'Bryan. Ronald pracował jako optyk, a także był diakonem w drugim kościele Baptystów, gdzie również śpiewał w chórze i był odpowiedzialny za lokalny program autobusowy. Jedną z zabaw bardzo popularną w Stanach Zjednoczonych z okazji Halloween jest cukierek, albo psikus. Przebrane wtedy dzieci chodzą przebrane z pojemnikami na cukierki po okolicy od domu do domu i odwiedzają mieszkańców. Gdy ktoś nie chce im dać cukierka, otrzymuje od dzieci w zamian psikusa. I właśnie w ten sposób spędzały wieczór 31 października 1974 roku dzieci państwa O'Bryan, które pod okiem swojego ojca chodziły po dzielnicy Pasadena w Teksasie. Towarzyszył im sąsiad wraz z dwójką swoich dzieci - Kimberly i Markiem. Timothy był tego dnia przebrany za postać w filmu "Planeta Małp", który był wtedy bardzo popularny. Chodzili tak przez jakiś czas radośnie zbierając cukierki, kiedy dotarli do domu, w którym nie paliło się światło w żadnym pomieszczeniu. Mimo to postanowili podejść i zapukać, jednak nikt im nie otworzył. Po chwili podeszli więc w kierunku innego domu. Ronald postanowił jednak poczekać jeszcze chwilę licząc na to, że jednak ktoś im otworzy. Chwilę później dołączył ponownie do dzieci niosąc ze sobą pięć cukierków. Były to popularne Pixy Stix, czyli po prostu słodko-kwaśne cukierki w proszku, zwykle w opakowaniu przypominającym słomkę do picia. Ronald dał dzieciom po jednym cukierku, a także dwójce dzieci sąsiada. Piątego oddał natomiast przechodzącemu obok chłopcu, którego kojarzył z kościoła. Zabawa w zbieranie cukierków jednak nie trwała długo ponieważ zaczął padać deszcz więc postanowiono wrócić do domu. Mimo tego, że udało się odwiedzić tylko kilka domów, dzieci były bardzo zadowolone i oczywiście zaraz po powrocie zabrały się za jedzenie cukierków. Timothy postanowił zjeść między innymi Pixy Stixa, miał spory problem z jego otwarciem, wydawało się, jakby był on dodatkowo czymś sklejony, ale przy pomocy swojego taty udało mu się w końcu go otworzyć. Po spróbowaniu chłopiec narzekał na bardzo gorzki smak więc zjadł tylko trochę myśląc, że może cukierek jest już po terminie ważności, dlatego tak źle smakował. Żeby pozbyć się tego nieprzyjemnego smaku w ustach Ronald dał mu do wypicia szklankę soku. Praktycznie od razu Timothy poczuł się bardzo źle. Pobiegł do łazienki, gdzie zwymiotował i skarżył się na okropny ból brzucha. Państwo O;Bryan zadzwonili po pogotowie, ale niestety chłopiec zmarł w drodze do szpitala, niecałą godzinę po tym jak zjadł cukierek. Przeprowadzone badania ujawniły, że cukierek został zmieszany z cyjankiem potasu. Opakowanie zostało otwarte, następnie dosypano truciznę i zamknięto przy użyciu zszywacza. Dawka trucizny, którą zjadł Timothy była tak duża, że z łatwością zabiłaby dwoje dorosłych ludzi. Oczywiście rozpoczęto gorączkowe poszukiwanie pozostałych dzieci, które również dostały Pixy Stix. Siostra Timothyiego i dzieci sąsiada na szczęście nie zjadły cukierka, ale był duży problem z odnalezieniem piątego chłopca, któremu Ronald podarował cukierek ponieważ nie znał jego nazwiska, kojarzył go tylko z kościoła. Ostatecznie udało się go odnaleźć i miał dużo szczęścia ponieważ rodzice znaleźli go śpiącego w swojej sypialni, trzymającego cukierek w dłoni. Okazało się, że nie był w stanie samodzielnie go otworzyć i zasnął zmęczony próbowaniem. Oczywiście wśród społeczeństwa narastała panika. Ludzie przynosili zebrane przez dzieci cukierki na policję w celu przebadania ich, ponieważ początkowo sądzono, że w mieście był szaleniec, który rozdawał zatrute cukierki i miał zamiar zabić jak najwięcej dzieci. Dość szybko jednak policja zaczęła mieć podejrzenia co do Ronalda O'Bryana. Twierdził on, że nie pamięta, w którym domu dostał zatrute cukierki, co wydawało się być mało prawdopodobne ponieważ przez padający deszcz udało im sie odwiedzić zaledwie kilka domów. Kiedy w końcu wskazał dom, okazało się, że jego właściciela nie było tego wieczoru w domu ponieważ pracował, co potwierdzili jego współpracownicy. Sam O'Bryan twierdził, że nie widział osoby, która dała mu cukierki ponieważ według jego zeznań wysunęła tylko dłoń przez szparę w drzwiach i szybko zamknęła drzwi po wręczeniu cukierku. Co wydawało się policji bardzo dziwne, bo kto przyjąłby podarowane w ten sposób cukierki i oddał swoim dzieciom? W czasie śledztwa wyszło na jaw, że Ronald O'Bryan miał około 100tyś. dolarów długu, co w latach 70-siątych było kwotą przeogromną. Dodatkowo miał problemy w pracy, gdzie oskarżono go o kradzież. Co jednak okazało się jeszcze większym zaskoczeniem - wykupił on swoim dzieciom polisę na życie, o czym nie wiedziała nawet jego żona. Kwota polis była niezwykle wysoka jak na tak małe dzieci i wynosiła po 60 tyś. dolarów na dziecko. Wykupił on polisę około rok przed śmierciom swojego syna, na kwotę 10tyś. później systematycznie zwiększał, aż kilka dni przez Halloween ostatecznie ustalił je na łącznie 120tyś. dolarów. Firma ubezpieczeniowa skontaktowała się z policją i przekazała informację, że Ronald dzwonił do nich już dzień po śmierci chłopca z pytaniem, kiedy otrzyma pieniądze, a na pogrzebie zamiast opłakiwać syna opowiadał krewnym, co ma zamiar zrobić z taką sumą pieniędzy. Ostatecznie policja aresztowała go 5 listopada 1974 roku. Według nich plan Ronalda polegał na otruciu Timothiego i Elizabeth, w celu otrzymania pieniędzy z ubezpieczenia i spłacić długi. Pozostałe cukierki podarował innym dzieciom, aby zatrzeć ślady i odsunąć od siebie podejrzenia. Dowody podczas procesu okazały się być bardzo mocne. Mężczyzna od jakiegoś czasu wykazywał zainteresowanie cyjankiem, rozpytując gdzie można go kupić i ile wynosi śmiertelna dawka. 3 czerwca 1975 roku został skazany na śmierć za zabójstwo własnego syna oraz usiłowanie zabójstwa czterech innych dzieci. Jego egzekucja była przekładana kilka razy, a termin jednej przypadł nawet 31 października 1982 roku, w ósmą rocznicę śmierci Timothiego. Jednak ostatecznie został stracony w wieku 39 lat przez śmiertelny zastrzyk, tuż po północy 31 marca 1984 roku. Do dziś nie zapomniano jego zbrodni, która miała duży wpływ na zwiększenie bezpieczeństwa podczas zabaw w Halloween, między innymi w Pasadenie wdrożono programy bezpieczeństwa ucząc rodziców metod oceny smakołyków poprzez kontrolę wzorkową w momencie otrzymania je przez dzieci. Źródło: 1, 2, 3
  6. Jeśli martwisz się jakąś rzeczą, Twoje cierpienie nie wynika z rzeczy samej w sobie, lecz jest skutkiem sposobu, w jaki ją oceniasz. A to możesz w każdej chwili zmienić. - Marek Aureliusz
  7. Hej Wam drodzy Csowicze! Dziś niedziela, a więc pora na nowy temat w strefie zbrodni - mam nadzieję, że na to czekaliście! Dziś chciałam Wam przedstawić dość... "ciekawą" personę, o ile można tak nazwać tą osobę. Polskie korzenie to zdecydowanie coś, co mnie zaintrygowało. Zasłyszane od znajomego opowieści o jego zbrodniach skłoniły mnie, aby się tym z Wami podzielić! Nie ma na co czekać, bierzcie herbatkę w dłoń - czy co tam macie - i zapraszam do czytania! Richard Leonard Kuklinski ps. The Iceman urodził się 11 kwietnia 1935 w Jersey City, zm. 5 marca 2006 w Trenton. To amerykański gangster polskiego i irlandzkiego pochodzenia. Płatny morderca przez 25 lat działał na zlecenie włoskiej mafii Gambino. Zamordował ponad 200 osób, wiodąc podwójne życie. Syn Stanisława (Stanleya) i Anny. Stanisław był polskim imigrantem, zaś Anna córką zagorzałych katolików z Irlandii. Richard był jednym z czwórki rodzeństwa. Dzieciństwo Richarda nie należało do najłatwiejszych. Ojciec pił alkohol i regularnie wyżywał się na dzieciach oraz żonie. Bił swoją rodzinę, coraz głębiej pogrążając się w alkoholowym transie. Co jakiś czas wychodził z domu, zostawiając matkę samą z dziećmi. Po wielu dniach wracał i znów bił członków swojej rodziny. Richard nie pamiętał momentu, by ojciec nie chodził pijany. Stanisław nadużywał alkoholu dzień w dzień. Richard wspominał później w wielu wywiadach, że ojciec bił go m.in. kijem od miotły. Matka wcale nie była lepsza, choć wcale nie znęcała się nad dziećmi fizycznie. Ze względu na swój nadgorliwy katolicyzm uważała, że religii tej towarzyszyć powinno surowe wychowanie dzieci. Dyscyplina była więc w domu Kuklinskich na porządku dziennym, a rodzeństwu wielu rzeczy nie wolno było robić. Pewnego dnia ojciec skatował na śmierć starszego brata Richarda, Floriana. Richard był świadkiem tego morderstwa. Rodzina okłamała jednak policję, że Florian niefortunnie upadł ze schodów. Po tym incydencie Stanisław zniknął. Richardowi została zaś matka i młodsze rodzeństwo – siostra Roberta i brat Józef. Młodszy brat skończył w kolejnych latach bardzo podobnie, jak Richard. Wychowywali się przecież w tym samym domu, więc trudno było dla nich o inną historię. Wszystkie dzieci były bite przez Stanisława, co odbiło się negatywnie na życiu rodzeństwa. Richard przeżywał wszystko wyjątkowo mocno, co uszkodziło jego delikatną dziecięcą psychikę. Właśnie dlatego Richard zmienił się z grzecznego chłopca w… bezwzględnego mordercę. Młody Kuklinski był zdruzgotany i zagubiony. Nie posiadał oparcia ani w ojcu, ani w matce. Często uciekał z domu, spędzając czas wśród zwierząt. Nie miał jednak zamiaru być dla nich uprzejmy. Polewał bezpańskie psy i koty benzyną, a następnie podpalał je i patrzył, jak umierają w męczarniach. Inne zwierzęta dusił lub wrzucał żywcem do pieca. Równieśnicy z podwórka wołali za nim „głupi Polaczek”, czego Richard naprawdę nie znosił. Niedługo potem nie wytrzymał obelg. W wieku 14-stu lat zabił kolegę z sąsiedztwa. Zatłukł go kijem. Na tym się nie skończyło. Kuklinski mordując kolegę zaczął czuć władzę. Poczuł się wtedy jak pan życia i śmierci. Zaczął fascynować się śmiercią, a w zasadzie samym momentem umierania. Często prowokował więc przypadkowych ludzi, by później ich zabić. Gdy umierali, Richard przeglądał się w ich przerażonych oczach. Nie miał ulubionej metody zabijania. Preferował jednak, by rozlew krwi był jak najmniejszy. Swoje ofiary potrafił śledzić przez dłuższy czas, a następnie zabijał w dogodnym momencie. Amerykański kilkunastolatek potrafił np. podpalić kogoś, gdy ten nie był dla niego miły. Jednych dusił albo katował na śmierć. Do innych strzelał z pistoletu. Czy komuś darował życie? Był taki moment, że chciał to zrobić. Bardzo wierzącej osobie zaproponował, że gdy w przeciągu pół godziny pojawi się Bóg, daruje mu życie. Bóg się nie pojawił, więc Kuklinski musiał zabić kolejnego człowieka. Kuklinski zabijał dla zabawy albo z nudy. W późniejszych wywiadach wiele razy zarzekał się, że technikę zabijania trenował na okolicznych menelach. Wystarczyło, iż źle się na niego spojrzeli. Zanim zaczął pracować dla włoskiej mafii, zamordował ponoć ok. 100 osób. W 1961 roku Kuklinski poślubił włoszkę Barbarę. Małżeństwo zamieszkało na przedmieściach New Yersey. Bardzo dobrze im się wiodło, a para wydawała się szczęśliwa. Richard uchodził za dobrego, troskliwego ojca dla swoich dwóch córek i syna. Kuklinski mówił rodzinie, że jest domokrążcą – co oczywiście mijało się z prawdą. Kuklinski zaczął bowiem pracować jako płatny morderca dla włoskiej mafii Gambino. Nikt nie podejrzewał, że mężczyzna może mieć jakiekolwiek powiązania mafijne. Zwłaszcza, że był miły dla sąsiadów i miał polskie korzenie. Nikt nawet przez moment nie pomyślał, że Richard Kukliński to okrutny gangster. Barbara nigdy nie zapytała męża, czym tak naprawdę się zajmuje. Bała się go. W domu Richard znęcał się nad nią, o czym sąsiedzi nie wiedzieli. Jego frustracje i wyżywanie się na żonie nie były jednak codziennością – mężczyzna wybuchał raz na jakiś czas. Później, jak gdyby nigdy nic, znów był kochającym mężem i ojcem. Barbara podobnie jak sąsiedzi wierzyła, że Richard jest biznesmenem. Mężczyzna przynosił do domu coraz więcej gotówki, więc Barbara z czasem zaczęła podejrzewać go o nielegalny handel lub inną tajemniczą działalność. Nie spodziewała się jednak, że Richard utrzymuje dom z… płatnych zabójstw. Kuklinski zasłynął jako mistrz zacierania śladów. Po zamordowaniu często ćwiartował ciała i chował je w różnych miejscach. Zwłoki regularnie wrzucał do studni, która wypełniona była zimną wodą. Innym razem wyrzucał ciała w lasach poza New Jersey, zapakowane w plastikowe wory. Zdarzało się też, że dokarmiał nimi szczury. Richard regularnie konserwował zwłoki w lodzie, przez co nadano mordercy przydomek „Iceman”. Kuklinski przez ok. 25 lat posłusznie wykonywał polecenia włoskiej mafii Gambino, która działała w Nowym Jorku. Później zdecydował się rozkręcić własny „biznes”, który okazał się jego ostatnim. Wśród ofiar Icemana znaleźli się m.in.: George Malliband Paul Hoffman Gary Smith (współpracownik Kuklinskiego) Daniel Deppner (współpracownik Kuklinskiego) Louis Masgay Masgay był pierwszym człowiekiem, którego Kuklinski zamordował i zamroził. Zwłoki Louisa Masgaya znaleziono 15 miesięcy po dokonanym zabójstwie. Właśnie wtedy śledczy ochrzcili Kuklinskiego pseudonimem Iceman. Przezwisko szybko zostało przechwycone przez prasę – od tej pory używała pseudonimu „The Iceman” w czołówkach gazet. Policja zaczęła łączyć Richarda z gangiem, który sporadycznie dokonywał włamań w północnym New Jersey. Pięć wyżej wymienionych ofiar również powiązano z Kuklinskim – bowiem to on jako ostatni widział ich żywych. Policja postanowiła, że zatrzyma Kuklinskiego, stosując chytry plan. Sprawą Icemana zajął się agent specjalny, Dominic Polifrone. Przez 18 miesięcy działał pod przykrywką, by zbliżyć się do Kuklinskiego. Udawał przestępcę Provenzano, który był rzekomo związany z lokalną mafią. Polifrone współpracował z bliskim przyjacielem Richarda, Philem Solimene, by zyskać wiarygodność w oczach Kuklinskiego. Dominic Polifrone najpierw kupił od Kuklinskiego pistolet. Richard nie miał żadnych podejrzeń wobec Polifron – mało tego, z czasem zaprzyjaźnił się z Dominiciem. Często opowiadał mu o różnych dokonanych morderstwach (m.in. przez podawanie ofiarom trucizny). Tym sposobem Dominicowi udało się wyciągnąć wiele informacji o podejrzanym. Nie było już wątpliwości, że Iceman to seryjny zabójca. Niedługo potem policji udało się zatrzymać Kuklinskiego. Był grudzień 1986 roku. Icemana oskarżono o pięć morderstw, ale też liczne włamania, kradzieże i usiłowanie zabójstwa. Nie na wszystkie zarzuty policja posiadała jednak wystarczające dowody. W 1988 roku Kuklinski został skazany na dwukrotne dożywocie. W 2003 roku dostał też dodatkowy wyrok, gdy przyznał się do innego zabójstwa. Do zwolnienia warunkowego Kuklinski kwalifikował się dopiero po 110 roku życia. Dobrze wiedział, że to oznacza jego koniec. Postanowił więc wykorzystać lata, które mu pozostały na… zostanie celebrytą. Gdy Kuklinski siedział w więzieniu, często przyjmował różnych gości – pisarzy, kryminologów, prokuratorów, dziennikarzy i producentów telewizyjnych. Na podstawie historii opowiedzianych przez Richarda nakręcono kilka filmów dokumentalnych, które pokazano w HBO (1992, 2001 i 2003 rok). Philip Carlo oraz Anthony Bruno napisali z kolei dwie biografie Icemana. Część zysków z filmów i książek przekazano w ręce żony Kuklinskiego, Barbary. Richard Kuklinski udzielił wielu wywiadów. Za każdym razem potwierdzał, że był seryjnym zabójcą. Szacował, że zamordował ponad 200 osób, używając do tego różnorodnych narzędzi. Uwielbiał posługiwać się szpikulcami do lodu, bombami, kuszą czy sprayem z roztworem cyjanku – ostatni był jego ulubionym narzędziem do zabijania. Niektórzy podejrzewali gangstera o koloryzowanie przytaczanych historii. Mimo wszystko, nadal uważali go za interesujący „obiekt do zbadania”. Źródło: 1, 2, 3, 4, 5
  8. "Pamiętaj, że każdy dzień to nowa szansa na rozpoczęcie czegoś wspaniałego."
  9. Świetna praca! Fajnie się czytało, dużo informacji, trochę humoru. Rewelacja
  10. Witajcie Csowicze! Dawno nie było żadnego tematu, ale czytałam właśnie książkę autorstwa Przemysława Piotrowskiego pt. "La Bestia" i uznałam, że podzielę się z Wami historią najstraszniejszego i najokrutniejszego seryjnego mordercy w historii świata. Garavito to sadysta i pedofil oskarżony, a następnie skazany za zabicie 138 dzieci, choć niektóre szacunki sugerują, że ofiar mogło być nawet 600! Do dziś na terenie Kolumbii, Ekwadoru i Wenezueli odnajdywane są szczątki, które wiąże się z jego zbrodniczą działalnością. Ale zacznijmy od początku... Bierzcie herbatkę w dłoń i zapraszam do czytania! ;-) Luis Garavito, a właściwie Luis Alfredo Garavito Cubillos urodził się 25 stycznia 1957 roku w Kolumbii. Można powiedzieć, że był on tzw. "ofiarą losu". Jego ojciec karał go za jakiekolwiek kontakty z dziewczynami. Był również wykorzystywany seksualnie przez ojca oraz dwóch sąsiadów. Matka Luisa jest nieznana. Krążą jednak pogłoski, iż pracowała jako prostytutka. Mąż ponoć się znęcał nad nią, a także zmuszał syna do oglądania matki w trakcie pracy. Matka chłopca codziennie brała narkotyki, więc niespecjalnie przejmowała się losem syna. Możnaby rzec, że od dziecka był niekochany przez swoich rodziców. W wieku 16 lat uciekł z domu i zarabiał jako uliczny sprzedawca dewocjanoliów. Pił dużo, kilka razy nawet próbował popełnić samobójstwo. Gdy Luis Garavito miał 8 lat, napatoczył się na niego pewien pedofil. Obiecał on chłopcu ciepły posiłek oraz dach nad głową. Luis nieufnie przyjął propozycję nieznajomego. Był jednak tak głodny, że było mu już wszystko jedno. Mężczyzna zabrał chłopca do opuszczonego domu, gdzie zamiast go nakarmić zaczął wykorzystywać chłopca seksualnie. Po tych wydarzeniach Luis całkiem stracił zaufanie do ludzi. Dołączył do jednego z lokalnych gangów, z którym napadał przypadkowe osoby, okradał z jedzenia i pieniędzy, a także zabierał im samochody. Aktywność w gangu pozwoliła chłopcu na trochę lepsze życie. Udało mu się nawet wynająć niewielkie mieszkanie, no i wreszcie nie chodził głodny. Koledzy z gangu mówili o nim, że Luis był całkiem miły – jednak łatwo wpadał w furię. Zaczął mordować w roku 1992. Ofiary wyszukiwał głównie w pobliżu szkół, byli nimi chłopcy w wieku od ośmiu do szesnastu lat. Zapraszał ich na spacer przeważnie w odludne tereny, a potem przywiązywał ich nylonowymi sznurkami, gwałcił, torturował i brutalnie mordował. Często obcinał im głowy. Ciała zabitych często chował w zbiorowych mogiłach. Czasami przebierał się np. za sprzedawcę, hazardzistę albo księdza, by uwiarygodnić się w oczach młodych chłopców, którym oferował pracę. Na każdą „okazję” miał inne przebranie. Z roku na rok ginęło coraz więcej chłopców. Nie byli oni jednak uznawani za zaginionych, bo policjanci nie otrzymywali w związku z ich znikaniem żadnych zawiadomień. Luis dobrze wiedział, jak typować swoje ofiary tak, by nikt nie zauważył ich nieobecności. Dopiero w 1997 roku sprawa zaczęła być coraz bardziej głośna. W Kolumbii zaczęto bowiem natrafiać na coraz większe i liczniejsze skupiska martwych ciał. Było jasne, że ktoś dopuszcza się masowych morderstw. Nie wiadomo było jednak, gdzie ukrywa się zabójca. Seryjny morderca nie działał na jednym, konkretnym obszarze – ciała rozlokowane były na terenie całego państwa, a nawet poza nim. W 1998 roku znaleziono kolejne nagie ciała młodych chłopców, które miały związane ręce i liczne znaki wskazujące na wcześniejszy gwałt. W miejscu ich pochowania znaleziono też bieliznę należącą do dorosłego mężczyzny, butelki po alkoholu, narzędzie zbrodni i notatkę z adresem byłej dziewczyny Garavito. O dziwo, Bestia kiedyś takową posiadał. Po znalezieniu adresu dawnej sympatii Luisa skontaktowano się z nią. Ta stwierdziła jednak, że nie widziała się z Luisem od wielu miesięcy. W zamian ofiarowała jednak policji torbę, którą zostawił u niej morderca. W środku znajdowało się wiele cennych dowodów, m.in. fotografie ofiar i zapiski z przebiegu dokonanych morderstw. Dzięki nim prędko udało się zlokalizować mieszkanie Garavito. Dom Luisa była jednak pusty. Śledczy zaczęli więc podejrzewać, że Luis wyjechał w celu znalezienia kolejnej ofiary. Do czasu jego aresztowania w kwietniu 1999 roku, policja znalazła ciała 114 ofiar. Pierwsze ofiary znaleziono w 1997 roku, gdzie odkryto szczątki 36 dzieci zakopane w okolicach miasta Pereira Policjanci nie podejrzewali, że to efekt działalności seryjnego mordercy, uważając ich za ofiary rytuałów satanistycznych. Aresztowano go 22 kwietnia 1999 roku. Pewien bezdomny zauważył Luisa niedaleko domu zwyrodnialca, szarpiącego się z dzieckiem,. Człowiek, który zgłosił policji podejrzane zachowanie mężczyzny wobec chłopca, nie miał pojęcia o najważniejszym. Że właśnie udało mu się złapać najbardziej brutalnego i jednocześnie najbardziej poszukiwanego zabójcę w całej Kolumbii. Po przesłuchaniu w październiku 1999 roku Luis przyznał się, że faktycznie popełniał seryjne morderstwa, był naprawdę perfidny w swoich zeznaniach. Pokazał śledczym np. własny notes, w którym specyficznie odnotowywał każdą ofiarę. Po każdym dokonanym morderstwie stawiał w nim jedną kreskę. W notesie było tych kresek aż 140. Odkryto również, że Garavito mordował nie tylko w Kolumbii, ale i w Ekwadorze. Uznano go za poczytalnego, a więc odpowiedzialnego za wszystkie popełnione czyny. Nie można było wobec tego wysłać mordercy do szpitala psychiatrycznego. Luis Garavito nigdy nie pokazał się w sądzie. Dzięki zreformowanemu kodeksowi karnemu udało mu się uniknąć pojawiania się na procesach sądowych. W świetle nowych przepisów, które weszły w życie przed procesem Bestii, osoba przyznająca się do winy nie musiała bowiem brać fizycznego udziału w procesie. Na zapadniecie wyroku bez publicznego procesu mieli też wpływ ludzie, którzy zaczęli polować na mordercę. Żaden sędzia nie chciał wobec tego, by Luis Garavito pojawił się na procesie sądowym. Mieli obawę, że ktoś zaatakuje sądzonego, w konsekwencji czego Garavito nie będzie mógł odbyć swojej kary. Został skazany na 1853 lata i 9 dni więzienia, który był najdłuższym wyrokiem wydanym w całej historii Kolumbii. Prawo kolumbijskie zezwalało wówczas jednak na maksymalną karę pozbawienia wolności do lat 40-stu. Jako, że Garavito pomagał śledczym w zlokalizowaniu zwłok jego ofiar, zmniejszono mu wyrok do… 22 lat. Miejsce, w którym uwięziono Garavito, utrzymywane jest w ścisłej tajemnicy. Władze obawiają się samosądu. Wielce prawdopodobne, że aktualnie Bestia z Génovy jest już na wolności. Źródło: 1, 2, 3, 4, 5
  11. "Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku." - Laozi
  12. Ja również widzę różnicę. Niestety na forum jest wiele grup, a kolory w palecie barw też nie dają nie wiadomo jakiego wyboru. Moderator jest zielony, sponsor limonkowy. Administracja czerwona, redaktor różowy. Wszystkie kolory są do siebie podobne i jedynie różnią się odcieniem. Niestety
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie